Łukasz Wąsik - Fotograf ślubny
Historie opowiadane emocjami
Motywem przewodnim tej sesji był las i natura. Ale za tymi słowami kryje się coś więcej niż piękne tło – kryje się cała historia dwojga ludzi, którzy zdecydowali się zatrzymać czas na chwilę. Pozwólcie, że Wam o niej opowiem.
Z wielką radością dzielę się z Wami opowieścią o wyjątkowej sesji narzeczeńskiej Agnieszki i Adama, która odbyła się w malowniczym, leśnym zakątku.
To nie był zwykły spacer do lasu. To był ich pomysł na ucieczkę z miasta, z codzienności, ze schematów, które oboje znali aż za dobrze.
Bo Agnieszka i Adam to para, która świadomie wybrała inne życie – życie wolnych zawodów, wolnych myśli i wolnych przestrzeni. Ona projektantka – mistrzyni w tworzeniu rzeczy pięknych i funkcjonalnych. On specjalista od komunikacji – słowa układał z taką precyzją, z jaką ona układała piksele w idealną całość.
Poznali się dzięki projektowi, nad którym pracowali z dwóch końców Polski. Przez wiele tygodni rozmawiali tylko przez ekran. Ich pierwsze rozmowy były pełne rzeczowych notatek i kontrolowanych uśmiechów. Ale gdzieś między tymi zadaniami – między poprawkami kolorów i sloganami reklamowymi – pojawiło się coś jeszcze.
Adam mówił, że najpierw zakochał się w jej mailach – krótkich, konkretnych, a jednak ciepłych. Agnieszka żartowała, że podobały jej się jego komentarze w dokumentach Google – te ironiczne, trochę złośliwe, ale zawsze trafione.
Pierwsze spotkanie na żywo było jak wyjście zza kurtyny.
– „Cześć, jestem Adam” – powiedział niepewnie.– „Wiem. Widziałam Cię przez kamerę. Tylko dziś mniej brzydkie słuchawki” – odpowiedziała Agnieszka, wybuchając śmiechem.
I tak właśnie się zaczęło.
Kiedy zdecydowali się na sesję narzeczeńską, od początku wiedzieli, że chcą czegoś więcej niż „ładnych zdjęć”. Chcieli czegoś swojego.
Nie było mowy o pozowaniu w marmurowych wnętrzach, w eleganckich strojach, pod kryształowym żyrandolem.
– „Las” – powiedziała Agnieszka pewnego wieczoru, popijając czerwone wino i przeglądając inspiracje. – „Musimy iść do lasu.”– „W sumie... nasze biuro to czasem koc na trawie, więc dlaczego nie?” – odpowiedział Adam.
Las dla nich znaczył wolność. Znaczył prawdę. Znaczył to, kim chcą być – autentyczni, trochę dzicy, trochę romantyczni.
Spotkaliśmy się wcześnie rano. Słońce ledwo prześwitywało przez ciężkie, zielone sklepienie drzew. Powietrze było chłodne, świeże, rześkie – pachniało wilgocią i ziemią.
Agnieszka przywitała mnie uśmiechem i spojrzeniem, które mówiło wszystko – trochę ekscytacji, trochę nieśmiałości. Była ubrana prosto: biała bluzka, luźne spodnie, na głowie słomkowy kapelusz, który dodawał jej dziewczęcego uroku. Adam wyglądał równie swobodnie – biała koszula podwinięta do łokci, dżinsy, lekkie buty.
Nie mieli ochoty na sztuczność.
– „Nie chcemy pozować jak modele” – uprzedzili mnie od razu.– „Chcemy żeby to były nasze zdjęcia. Prawdziwe.”
Zaczęliśmy od spaceru. Wąska leśna ścieżka, wydeptana między wysokimi sosnami, prowadziła ich w głąb zielonego labiryntu.
Adam co chwilę nachylał się do Agnieszki, coś jej szeptał. Ona odpowiadała mu śmiechem – takim czystym, dźwięcznym, który odbijał się echem między drzewami.
– „O czym jej mówisz?” – zapytałem w pewnym momencie.– „Przypominam jej o umowie NDA” – mruknął Adam, a Agnieszka wybuchnęła jeszcze głośniej.
Klik, klik – uchwyciłem ten moment.
Potem zrobiło się ciszej. Na chwilę zatrzymali się przy starej sośnie. Adam objął ją w pasie, przyciągnął do siebie, a ona oparła głowę o jego ramię.
Ich oczy spotkały się i świat przestał istnieć.
Nie mówiłem nic. Nie kazałem się ustawiać. Czekałem.
W tym momencie nie potrzebowali moich wskazówek.
Fotografia zrobiła się sama.
Nie chciałem, żeby wszystko było poważne. Ani oni.
Adam nagle podniósł ją na barana i ruszył przed siebie, a Agnieszka krzyczała, żeby ją postawił. Zakryła mu oczy kapeluszem.
– „A teraz prowadź!” – śmiała się, a on robił to naprawdę, chwiejąc się na wszystkie strony.
Zdjęcia były rozmazane od ruchu, pełne energii. Prawdziwe.
Po kilkunastu minutach wyszliśmy na małą polanę. Trawa sięgała im prawie do kolan, a wokół rosły paprocie i dzikie kwiaty.
Adam zerwał jeden z tych kwiatów i wsunął jej za ucho. Agnieszka spojrzała na niego z udawaną powagą.
– „Wyglądam teraz jak nimfa czy jak dziewczynka z podstawówki?”– „Jak moja narzeczona.”
Fotografowałem ich w tym dialogu – każde spojrzenie, każdą zmarszczkę śmiechu, każdy dotyk dłoni.
Adam wyjął notes.
– „Powiedz, że nie będziemy teraz pracować” – jęknęła Agnieszka.– „Nie. Ale chciałem coś zapisać.”
I zaczął coś notować. Agnieszka pochyliła się, by zerknąć.
– „Co to?”– „Obietnica.”
W notesie było jedno zdanie: Obiecuję ci, że zawsze będę cię tak patrzeć, jak dzisiaj.
Na sam koniec kazałem im się objąć i zamknąć oczy.
– „Pomyślcie o tym, dlaczego tu jesteście” – powiedziałem cicho.
Adam przyciągnął Agnieszkę tak mocno, że aż schowała twarz w jego koszuli.
Usłyszałem jej ciche westchnienie.
Co zostało z tej sesji?
Nie tylko zdjęcia.
Została historia.
Historia dwojga ludzi, którzy wiedzą, że miłość to nie wielkie deklaracje, ale małe momenty.
Nie perfekcja, ale autentyczność.
Nie pozowane uśmiechy, ale te prawdziwe, które rodzą się z żartu, wspomnienia, spojrzenia.
Bo las nie ocenia. Nie wymaga. Nie poprawia.
Las daje tło, ale nie kradnie uwagi.
Pozwala być sobą.
I to właśnie chciałem dla nich zrobić – zdjęcia, które nie będą tylko obrazkami, ale wspomnieniami.
Dla Agnieszki i Adama ta sesja była więcej niż sesją.
Była obietnicą, że zawsze będą mieli siebie – tak prawdziwie, bez ściemy.
Bo miłość nie potrzebuje scenografii.
Wystarczy las.
I dwoje ludzi, którzy chcą iść razem przed siebie.
Zapraszam Was do obejrzenia zdjęć z tej sesji i do stworzenia Waszej własnej historii.
Las czeka.
A Wy?